sobota, 17 maja 2014

Rozdział 7


     Wnętrze auta rozświetliło jasnożółte światło, które odebrało zmysł wzroku i zaburzyło orientację w otaczającej przestrzeni, zupełnie jakbym znajdowała się na ostatniej wędrówce mojego życia i już doszła do oślepiającego blasku na końcu tunelu. Zjawisko to, towarzyszące mi przy każdym uwalnianiu energii, nie trwało długo i, kiedy oczy przyzwyczaiły się do nieznośnej jasności, a serce rozpoczęło bijatykę z żebrami, zauważyłam że mężczyzna zniknął z pola widzenia. Fakt, iż nie mogłam zauważyć napastnika wywoływał u mnie mdłości, więc coraz gwałtowniej połykałam powietrze. Po kilku głębszych oddechach usłyszałam głośne kliknięcie, a po chwili dostrzegłam unoszącą się klapę bagażnika. Pokrywa tylnej części samochodu odskoczyła i ujawniła światu zawartość, którą osłaniała przed wścibskimi spojrzeniami, a jednocześnie pozwoliła wtargnąć chłodnemu powietrzu do środka pojazdu.
     Rześki podmuch wiatru wywołał lekkie wyładowania i omiótł moje nagie ramiona, co spowodowało, że mimowolnie zadrżałam oraz zrozumiałam, że nie pierwszy raz dałam ponieść się kobiecemu instynktowi, który tak naprawdę z niezawodnym instynktem zwierzęcym miał niewiele wspólnego. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy przez tą wrodzoną i dziedziczną cechę jaką jest intuicja, zareagowałam nieracjonalnie na czynnik  zewnętrzny i zadziałałam z zamiarem obrony, przez co w danej chwili wyszłam na kretynkę.
No dobrze, może moje zachowanie nie było znowu aż tak pochopne, bo widząc puste pole, brak żywej duszy wkoło i zapadający zmrok, będąc na środku właściwie niczego z obcym osobnikiem płci męskiej, miałam prawo do wątpliwości. 
     Nie rozumiałam jednak, dlaczego zatrzymaliśmy się na środku drogi, a mężczyzna w czasie podróży kierował w moją stronę tajemnicze spojrzenia. Nie wiedziałam, gdzie byłam ani dokąd bym uciekła w nagłym wypadku. Wszystko to, sprawiało że czułam się coraz gorzej, a samopoczucia nie poprawiał fakt, iż słońce znikało za horyzontem, wywołując na Ziemi jeszcze więcej mroku.
     Trzask zamykanej klapy i dźwięk kółek, drażniących równy asfalt wystarczyły, aby wyrwać mnie z zamyślenia. Wyglądając przez szybę, zauważyłam zbliżającego się kierowcę, ciągnącego za sobą walizki.
     Szybko wchłonęłam nagromadzoną energię, która pobudziła organizm do aktywności, sprawiając jednocześnie, że poczułam się jak dziecko pełne wigoru, niemogące się wyżyć. Napędzana nowymi emocjami, zwłaszcza ciekawością, złapałam leżącą na siedzeniu obok kremową kurtkę i wysiadłam z samochodu. 
     Wieczorny oddech nieba dał o sobie znać, więc pośpiesznie wciągnęłam jasną skórę i pozwoliłam ciału na odrobinę ciepła, a obejmując sylwetkę rękoma  zagrodziłam do niej drogę zimnemu powiewowi oraz mężczyźnie.
     Obserwując szofera, siłującego się z walizkami, przyszło mi na myśl parę niestosownych myśli. Jego chód był pewny, a dobrze wyrzeźbione mięśnie nachalnie dawały o sobie znać spod czarnej, opiętej koszulki. Bardzo krótkie, równo przystrzyżone, ciemne włosy, nadawały powagi owalnej fizjonomii, bursztynowe oczy emanowały spokojem i odwagą, a lekko rozchylone usta pozwalały na czerpanie głębszych haustów życiodajnego gazu podczas aktywnego ruchu. Ciemne spodnie zakrywały z pewnością rozbudowane nogi, a dość duże buty, tego samego koloru, pozwalały na wygodne stawianie kroków.
     Zastanawiałam się, ile może mieć lat. Był przystojnym, dojrzałym facetem, aczkolwiek biła od niego niebezpieczna aura.
     Usłyszawszy dyskretne chrząknięcie, wróciłam na ziemię tudzież odegnałam nurtujące umysł myśli i przyłapana na gapieniu, przybrałam minę niewiniątka.
     - Gdzie my tak właściwie jesteśmy? – zapytałam, błądząc oczyma wokół polany skąpanej w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca.
Ciemnowłosy spojrzał na mnie, a na jego twarzy zakwitł delikatny uśmiech.
     - Jak już mówiłem, dojechaliśmy na miejsce. Wystarczy kawałek przejść i znajdziemy się na dziedzińcu akademii.
Czyżby miał na myśli pójście wzdłuż ulicy, a może chodziło mu o inną drogę?
Po za tym, jakie kilka metrów, przecież w okolicy nie ma żadnej budowli ani nawet ruiny.
     - Którędy? – Proszę nie mów, że przez te krzaki, proszę...
Mężczyzna wskazał ręką punkt w głębi polany.
Niech to szlag.
     - Mam się przedzierać przez tą trawę? – spytałam, lekko powątpiewając.
     - Można tak powiedzieć. – Uśmiechnął się tajemniczo. – Tylko kilka metrów.
Zaśmiałam mu się w twarz, a zimne powietrze znalazło schronienie w moim gardle.
     - Badał pan ostatnio wzrok? – zakpiłam. – Nie wiem jak pan, ale ja nie widzę w oddali żadnego budynku.
Na jego buzi pojawił się kwaśny grymas, a pod wpływem gwałtownego podmuchu wiatru, nawet nie zadrżał.
     - Czy kobiety zawsze muszą być takie... – westchnął. – Zresztą nieważne. Idziesz czy zostajesz?
     - Czy mężczyźni nigdy nie kończą rozpoczętego zdania? – odgryzłam się, ale widząc jego surową minę, zrezygnowałam z dalszych docinek. Przez chwilę zastanawiałam się nad drugą opcją podsuniętą przez towarzysza, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i musiałam postąpić tak, a nie inaczej.
     - Pan przodem – nakazałam.
     Ruszyłam za mężczyzną, a przy granicy ulica-trawa wzięłam głęboki oddech i unosząc głowę najwyżej jak się da, zagłębiłam ciało w sięgającej do ramion zieloności.
Od razu poczułam nieprzyjemne kłucie źdźbeł trawy, które napastowały nagie nogi tudzież pożałowałam ubrania krótkich szortów. Gęstwina czyhała na moje stopy, zaplątując je w swoje cienkie sidła, a łodygi i liście kwiatów, co chwila szukały oparcia na jasnej kurtce. Jak oparzona odskakiwałam, kiedy wiechlina dźgała moją szyję lub gdy w otchłani krzaków usłyszałam nagle głośny szelest. Cykający donośnie na dnie falującej flory, konik polny gnębił moje uszy. Przedzierania przez roślinność nie ułatwiał brak ścieżki, której nie miał kto wydeptać w tak zarośniętym, opustoszałym miejscu. W tamtym momencie wiedziałam, jakie uczucia towarzyszą osobie na polu minowym. Każdy kolejny krok musiał być stawiany z precyzją, bo gdzieniegdzie na gołe ciało czyhała albo parząca pokrzywa, albo kłujący oset, a łopian tylko czekał, aby wplątać się w moje długie włosy.
Gdy szczęśliwie unikałam otarć, o parzące włoski roślin rosnących w dole, w górze dostawałam w twarz ze zbożowych główek. Po przejściu niewielkiego odcinka, zahaczyłam nogą o poplątane łodyżki kłosówki i omal nie wyrżnęłam jak długa. Chwilę siłowałam się z rośliną, aż w końcu jednym, silnym ruchem wyszarpnęłam kończynę z sideł natury.
     Lustrując wzrokiem obszar dookoła, z przykrością stwierdziłam, iż mój towarzysz zniknął. Nie zważając na protesty otoczenia  zaczęłam biec przed siebie i, kilka chlaśnięć liśćmi dalej, niemal na niego wpadłam.
     Stał odwrócony do mnie plecami i wpatrywał się w przestrzeń.
     - Co się dzieje?– zapytałam zadyszana. – Czemu stanęliśmy?
     - Podejdź tutaj– machnął na mnie ręką i wskazał palcem miejsce o krok od siebie.
     - Po co?
     - No chodź, nie mamy całego dnia – przerwał mi.
Kiepski żart, zważając na to, iż był wieczór.
     - Nie podejdę jeżeli nie powie mi pan, o co chodzi. – Założyłam ręce i podniosłam jedną brew – oczekiwałam wyjaśnień, miałam dość niedomówień.
     - Niespodzianka? – próbował mnie przekabacić.
     - Nic z tego. – Byłam nieugięta.
     - Zawsze jesteś taka uparta? – Zrezygnowanie zawitało w bursztynowych oczach.
     - Zazwyczaj – odparłam z przekąsem.
     - Rany, naprawdę jesteś do niej podobna.
Ten facet był nienormalny! Porównywać mnie do byle kogo? Tego jeszcze nie było.
     - Słucham? – zachichotałam. – O czym pan mówi?
     Nie poznałam odpowiedzi, bowiem mężczyzna szybko znalazł się za mną, wprawiając mnie tym samym w konsternację. Ciepły oddech na karku oraz nacisk silnych dłoni na plecach i zanim zorientowałam się w sytuacji, szofer pchnął mnie z całej siły, straciłam równowagę, a następnym co poczułam, było mrowienie elektryczności, silniejsze niż kiedykolwiek. W ułamku sekundy dotkliwy prąd przeszył moje ciało,  w uszach zatrzeszczało od wyładowań, a niebieskie światło przesłoniło rzeczywistość. Ból objął w radosnym uścisku moje ciało, kiedy z hukiem upadło na równo wyłożone kafelkami, lodowate podłoże.
     Jęknęłam, a nad sobą usłyszałam cichy śmiech.
     - Trzeba było mnie posłuchać – oznajmił szofer i wyciągnął ku mnie dłoń
     Otworzyłam oczy i posłałam mu pełne wściekłości spojrzenie. Z pomocą mężczyzny podniosłam się do pozycji stojącej, a ponad jego ramieniem dostrzegłam czwórkę dzieciaków w podobnym wieku do mojego. Dziewczyny trzymały w rękach kolorowe balony, a chłopcy, przytrzymując białe płótno, prezentowali nam okazały, barwny napis.
     - Witamy w akademii – przeczytałam.

_____________________________________________________________________________

Wiem, że rozdział jest krótki, ale zawsze jak staram się napisać coś dłuższego to albo mam za mało czasu, albo stwierdzam, że taka długość wystarczy i nic więcej nie trzeba dodawać.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo po zakończeniu matur drugoklasiści mają niestety nagonkę, więc będzie krucho z czasem, ale postaram się to jakoś pogodzić.
Piszcie, czy rozdział się podoba.
Za każdy komentarz bardzo dziękuję :)



12 komentarzy:

  1. Bosko! Opis przedzierania się przez krzaki był nieziemski :P

    Znalazłam kilka nieścisłości:

    Ciemne spodnie zakrywały z pewnością, rozbudowane nogi - zbędny przecinek

    błądząc oczyma wokół polany skąpanej w pomarańczowym świetle, zachodzącego słońca - również zbędny przecinek

    aczkolwiek biła od niego niebezpieczna, aura - j.w.

    Idziesz, czy zostajesz? - j.w.

    co chwila raniły powierzchnię odzieży - a nie ciała?

    dźgała moją szyję lub, gdy w otchłani krzaków usłyszałam - zbędny przecinek

    Ilustrując wzrokiem obszar dookoła , z przykrością - lustrując, zbędna spacja przed przecinkiem

    przed siebie i ,kilka chlaśnięć - zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po nim

    nie powie mi pan , o co chodzi - zbędna spacja przed przecinkiem

    I zauważyłam, że bardzo lubisz słowo "tudzież" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że coś jest nie tak z tymi przecinkami :D Już poprawiam. Nie lubię słowa "tudzież" po prostu mam wrażenie, iż często używam "i", "a", więc muszę mieć jakiś zamiennik. :) Naprawdę postawiłam przecinek przed "aura", "czy" i "z przykrością"? Rany... I naprawdę napisałam "ilustrując"? Jak człowiek siedzi parę godzin przed komputerem to tak potem jest. "co chwila raniły powierzchnię odzieży - a nie ciała?" Nie, nie miało być ciała, w końcu miała na sobie kurtkę, a to odzież :D

      Usuń
  2. O jezuuuu dawaj next bo tak mnieto wzielo ze nie moge xD Ale serio super rozdzial :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście się podoba :) Cieszy mnie to.

      Usuń
  3. Bardzo podobają mi się Twoje opisy. Gdy czytałam ten rozdział (i wcześniejsze również) to czułam się tak, jakbym była pośrodku tego wszystkiego. Widzę także, iż słowa bliskoznaczne idą w ruch. To także plus!
    W kilku miejscach brakowało wcięć do akapitów, a także zauważyłam słowo po za. To piszemy razem. poza. ;)
    Nie chciałabym się tak przedzierać przez krzaczory. Nie lubię tego. Kiedyś miałam niemiłe spotkanie z pokrzywami wyższymi ode mnie i ta niechęć pozostaje ze mną do teraz. Rany, ten kwas mrówkowy, który jest w nich zawarty, jest okropny!
    Kobieca intuicja - on nie odbiera (pewnie jest u kochanki!), jakiś mężczyzna idzie za mną (to zboczeniec!). My naprawdę jesteśmy przewrażliwione... ;)
    Tak. Kiedy odchodzą trzecie klasy to nauczyciele uznają to za znak, że trzeba przetrzepać nam tyłki. Może i jestem w LO dla dorosłych, ale tam także panuje taka zasada. :C
    Pozdrawiam i życzę weny. :)
    Ps. Śliczny szablon! Może mi też jakiś zrobisz w wolnym czasie? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zjadło moje *żart* przy tym zrobieniu szablonu! :C

      Usuń
    2. Dziękuję :) Hah, spokojnie i tak nie robię szablonów, bo kod css edytuje sobie od tak i nie wiem jak robią to szabloniarze - niestety. Tworzę jedynie własne nagłówki, może nieidealne, ale moje :D

      Usuń
  4. W końcu udało mi się znaleźć czas. Rozdział rzeczywiście krótki. :( No i jest już w akademii! Jestem ciekawa jak tam będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest czy nie jest w akademii, oto jest pytanie ;)

      Usuń
  5. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Prześliczne opisy uczuć, otoczenia, refleksji- wszystkiego. Masz baaaardzo bogate słownictwo i cudowny styl, więcej takich blogów. Zostanę tu sobie dłużej, jeśli pozwolisz, życzę weny i zapraszam do mnie :*
    http://bl4ck-b3auty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, nominuję cię do Liebster Award :) Szczegóły u mnie.

      Usuń
    2. Dziękuję ;) Pewnie, będzie mi bardzo miło jeżeli zostaniesz i zechcesz czytać moje opowiadanie.

      Usuń

Witaj :) Jeżeli już tu jesteś i czytasz moje wypociny, to zostaw po sobie jakiś ślad. Wystukanie komentarza zajmie Ci chwilkę,a przy okazji sprawi mi radość.