Wnętrze auta rozświetliło jasnożółte światło,
które odebrało zmysł wzroku i zaburzyło orientację w otaczającej przestrzeni,
zupełnie jakbym znajdowała się na ostatniej wędrówce mojego życia i już doszła
do oślepiającego blasku na końcu tunelu. Zjawisko to, towarzyszące mi przy
każdym uwalnianiu energii, nie trwało długo i, kiedy oczy przyzwyczaiły się do
nieznośnej jasności, a serce rozpoczęło bijatykę z żebrami, zauważyłam że mężczyzna
zniknął z pola widzenia. Fakt, iż nie mogłam zauważyć napastnika wywoływał u
mnie mdłości, więc coraz gwałtowniej połykałam powietrze. Po kilku głębszych
oddechach usłyszałam głośne kliknięcie, a po chwili dostrzegłam unoszącą się
klapę bagażnika. Pokrywa tylnej części samochodu odskoczyła i ujawniła światu
zawartość, którą osłaniała przed wścibskimi spojrzeniami, a jednocześnie
pozwoliła wtargnąć chłodnemu powietrzu do środka pojazdu.
Rześki podmuch wiatru wywołał lekkie wyładowania i
omiótł moje nagie ramiona, co spowodowało, że mimowolnie zadrżałam oraz zrozumiałam,
że nie pierwszy raz dałam ponieść się kobiecemu instynktowi, który tak naprawdę
z niezawodnym instynktem zwierzęcym miał niewiele wspólnego. Nawet nie zdałam
sobie sprawy, kiedy przez tą wrodzoną i dziedziczną cechę jaką jest intuicja,
zareagowałam nieracjonalnie na czynnik zewnętrzny i zadziałałam z zamiarem obrony,
przez co w danej chwili wyszłam na kretynkę.
No dobrze, może moje zachowanie nie
było znowu aż tak pochopne, bo widząc puste pole, brak żywej duszy wkoło i
zapadający zmrok, będąc na środku właściwie niczego z obcym osobnikiem płci
męskiej, miałam prawo do wątpliwości.
Nie rozumiałam jednak, dlaczego
zatrzymaliśmy się na środku drogi, a mężczyzna w czasie podróży kierował w moją
stronę tajemnicze spojrzenia. Nie wiedziałam, gdzie byłam ani dokąd bym uciekła
w nagłym wypadku. Wszystko to, sprawiało że czułam się coraz gorzej, a samopoczucia
nie poprawiał fakt, iż słońce znikało za horyzontem, wywołując na Ziemi jeszcze
więcej mroku.
Trzask zamykanej klapy i dźwięk kółek, drażniących
równy asfalt wystarczyły, aby wyrwać mnie z zamyślenia. Wyglądając przez szybę,
zauważyłam zbliżającego się kierowcę, ciągnącego za sobą walizki.
Szybko
wchłonęłam nagromadzoną energię, która pobudziła organizm do aktywności,
sprawiając jednocześnie, że poczułam się jak dziecko pełne wigoru, niemogące
się wyżyć. Napędzana nowymi emocjami, zwłaszcza ciekawością, złapałam leżącą na
siedzeniu obok kremową kurtkę i wysiadłam z samochodu.
Wieczorny oddech nieba
dał o sobie znać, więc pośpiesznie wciągnęłam jasną skórę i pozwoliłam ciału na
odrobinę ciepła, a obejmując sylwetkę rękoma zagrodziłam do niej drogę zimnemu powiewowi
oraz mężczyźnie.
Obserwując szofera, siłującego się z walizkami, przyszło mi na
myśl parę niestosownych myśli. Jego chód był pewny, a dobrze wyrzeźbione
mięśnie nachalnie dawały o sobie znać spod czarnej, opiętej koszulki. Bardzo
krótkie, równo przystrzyżone, ciemne włosy, nadawały powagi owalnej fizjonomii,
bursztynowe oczy emanowały spokojem i odwagą, a lekko rozchylone usta pozwalały
na czerpanie głębszych haustów życiodajnego gazu podczas aktywnego ruchu. Ciemne
spodnie zakrywały z pewnością rozbudowane nogi, a dość duże buty, tego samego
koloru, pozwalały na wygodne stawianie kroków.
Zastanawiałam się, ile może mieć
lat. Był przystojnym, dojrzałym facetem, aczkolwiek biła od niego niebezpieczna aura.
Usłyszawszy dyskretne chrząknięcie, wróciłam na
ziemię tudzież odegnałam nurtujące umysł myśli i przyłapana na gapieniu, przybrałam
minę niewiniątka.
- Gdzie my tak właściwie jesteśmy? – zapytałam,
błądząc oczyma wokół polany skąpanej w pomarańczowym świetle zachodzącego
słońca.
Ciemnowłosy spojrzał na mnie, a na jego twarzy
zakwitł delikatny uśmiech.
- Jak już mówiłem, dojechaliśmy na miejsce. Wystarczy
kawałek przejść i znajdziemy się na dziedzińcu akademii.
Czyżby miał na myśli pójście wzdłuż ulicy, a może
chodziło mu o inną drogę?
Po za tym, jakie kilka metrów, przecież w okolicy
nie ma żadnej budowli ani nawet ruiny.
- Którędy? – Proszę nie mów, że przez te krzaki,
proszę...
Mężczyzna wskazał ręką punkt w głębi polany.
Niech to szlag.
- Mam się przedzierać przez tą trawę? – spytałam,
lekko powątpiewając.
- Można tak powiedzieć. – Uśmiechnął się
tajemniczo. – Tylko kilka metrów.
Zaśmiałam mu się w twarz, a zimne powietrze
znalazło schronienie w moim gardle.
- Badał pan ostatnio wzrok? – zakpiłam. – Nie wiem
jak pan, ale ja nie widzę w oddali żadnego budynku.
Na jego buzi pojawił się kwaśny grymas, a pod
wpływem gwałtownego podmuchu wiatru, nawet nie zadrżał.
- Czy kobiety zawsze muszą być takie... –
westchnął. – Zresztą nieważne. Idziesz czy zostajesz?
- Czy mężczyźni nigdy nie kończą rozpoczętego
zdania? – odgryzłam się, ale widząc jego surową minę, zrezygnowałam z dalszych
docinek. Przez chwilę zastanawiałam się nad drugą opcją podsuniętą przez
towarzysza, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i musiałam postąpić tak, a nie
inaczej.
- Pan przodem – nakazałam.
Ruszyłam za mężczyzną, a przy granicy ulica-trawa
wzięłam głęboki oddech i unosząc głowę najwyżej jak się da, zagłębiłam ciało w
sięgającej do ramion zieloności.
Od razu poczułam nieprzyjemne kłucie źdźbeł
trawy, które napastowały nagie nogi tudzież pożałowałam ubrania krótkich
szortów. Gęstwina czyhała na moje stopy, zaplątując je w swoje cienkie sidła, a
łodygi i liście kwiatów, co chwila szukały oparcia na jasnej kurtce. Jak oparzona
odskakiwałam, kiedy wiechlina dźgała moją szyję lub gdy w otchłani krzaków usłyszałam
nagle głośny szelest. Cykający donośnie na dnie falującej flory, konik polny gnębił
moje uszy. Przedzierania przez roślinność nie ułatwiał brak ścieżki, której nie
miał kto wydeptać w tak zarośniętym, opustoszałym miejscu. W tamtym momencie
wiedziałam, jakie uczucia towarzyszą osobie na polu minowym. Każdy kolejny krok
musiał być stawiany z precyzją, bo gdzieniegdzie na gołe ciało czyhała albo parząca
pokrzywa, albo kłujący oset, a łopian tylko czekał, aby wplątać się w moje
długie włosy.
Gdy szczęśliwie unikałam otarć, o parzące włoski roślin rosnących
w dole, w górze dostawałam w twarz ze zbożowych główek. Po przejściu
niewielkiego odcinka, zahaczyłam nogą o poplątane łodyżki kłosówki i omal nie
wyrżnęłam jak długa. Chwilę siłowałam się z rośliną, aż w końcu jednym, silnym
ruchem wyszarpnęłam kończynę z sideł natury.
Lustrując wzrokiem obszar dookoła, z przykrością stwierdziłam, iż mój towarzysz zniknął. Nie zważając na
protesty otoczenia zaczęłam biec przed
siebie i, kilka chlaśnięć liśćmi dalej, niemal na niego wpadłam.
Stał odwrócony
do mnie plecami i wpatrywał się w przestrzeń.
- Co się dzieje?– zapytałam zadyszana. – Czemu stanęliśmy?
- Podejdź tutaj– machnął na mnie ręką i wskazał
palcem miejsce o krok od siebie.
- Po co?
- No chodź, nie mamy całego dnia – przerwał mi.
Kiepski żart, zważając na to, iż był wieczór.
- Nie podejdę jeżeli nie powie mi pan, o co
chodzi. – Założyłam ręce i podniosłam jedną brew – oczekiwałam wyjaśnień, miałam
dość niedomówień.
- Niespodzianka? – próbował mnie przekabacić.
- Nic z tego. – Byłam nieugięta.
- Zawsze jesteś taka uparta? – Zrezygnowanie zawitało
w bursztynowych oczach.
- Zazwyczaj – odparłam z przekąsem.
- Rany, naprawdę jesteś do niej podobna.
Ten facet był nienormalny! Porównywać mnie do byle
kogo? Tego jeszcze nie było.
- Słucham? – zachichotałam. – O czym pan mówi?
Nie poznałam odpowiedzi, bowiem mężczyzna szybko
znalazł się za mną, wprawiając mnie tym samym w konsternację. Ciepły oddech na
karku oraz nacisk silnych dłoni na plecach i zanim zorientowałam się w
sytuacji, szofer pchnął mnie z całej siły, straciłam równowagę, a następnym co
poczułam, było mrowienie elektryczności, silniejsze niż kiedykolwiek. W ułamku
sekundy dotkliwy prąd przeszył moje ciało, w uszach zatrzeszczało od wyładowań, a niebieskie
światło przesłoniło rzeczywistość. Ból objął w radosnym uścisku moje ciało,
kiedy z hukiem upadło na równo wyłożone kafelkami, lodowate podłoże.
Jęknęłam, a nad sobą usłyszałam cichy śmiech.
- Trzeba było mnie posłuchać – oznajmił szofer i
wyciągnął ku mnie dłoń
Otworzyłam oczy i posłałam mu pełne wściekłości
spojrzenie. Z pomocą mężczyzny podniosłam się do pozycji stojącej, a ponad jego
ramieniem dostrzegłam czwórkę dzieciaków w podobnym wieku do mojego. Dziewczyny
trzymały w rękach kolorowe balony, a chłopcy, przytrzymując białe płótno, prezentowali nam okazały, barwny napis.
- Witamy w akademii – przeczytałam.
_____________________________________________________________________________
Wiem, że rozdział jest krótki, ale zawsze jak staram się napisać coś dłuższego to albo mam za mało czasu, albo stwierdzam, że taka długość wystarczy i nic więcej nie trzeba dodawać.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo po zakończeniu matur drugoklasiści mają niestety nagonkę, więc będzie krucho z czasem, ale postaram się to jakoś pogodzić.
Piszcie, czy rozdział się podoba.
Za każdy komentarz bardzo dziękuję :)
Bosko! Opis przedzierania się przez krzaki był nieziemski :P
OdpowiedzUsuńZnalazłam kilka nieścisłości:
Ciemne spodnie zakrywały z pewnością, rozbudowane nogi - zbędny przecinek
błądząc oczyma wokół polany skąpanej w pomarańczowym świetle, zachodzącego słońca - również zbędny przecinek
aczkolwiek biła od niego niebezpieczna, aura - j.w.
Idziesz, czy zostajesz? - j.w.
co chwila raniły powierzchnię odzieży - a nie ciała?
dźgała moją szyję lub, gdy w otchłani krzaków usłyszałam - zbędny przecinek
Ilustrując wzrokiem obszar dookoła , z przykrością - lustrując, zbędna spacja przed przecinkiem
przed siebie i ,kilka chlaśnięć - zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po nim
nie powie mi pan , o co chodzi - zbędna spacja przed przecinkiem
I zauważyłam, że bardzo lubisz słowo "tudzież" :D
Wiedziałam, że coś jest nie tak z tymi przecinkami :D Już poprawiam. Nie lubię słowa "tudzież" po prostu mam wrażenie, iż często używam "i", "a", więc muszę mieć jakiś zamiennik. :) Naprawdę postawiłam przecinek przed "aura", "czy" i "z przykrością"? Rany... I naprawdę napisałam "ilustrując"? Jak człowiek siedzi parę godzin przed komputerem to tak potem jest. "co chwila raniły powierzchnię odzieży - a nie ciała?" Nie, nie miało być ciała, w końcu miała na sobie kurtkę, a to odzież :D
UsuńO jezuuuu dawaj next bo tak mnieto wzielo ze nie moge xD Ale serio super rozdzial :p
OdpowiedzUsuńNa szczęście się podoba :) Cieszy mnie to.
UsuńBardzo podobają mi się Twoje opisy. Gdy czytałam ten rozdział (i wcześniejsze również) to czułam się tak, jakbym była pośrodku tego wszystkiego. Widzę także, iż słowa bliskoznaczne idą w ruch. To także plus!
OdpowiedzUsuńW kilku miejscach brakowało wcięć do akapitów, a także zauważyłam słowo po za. To piszemy razem. poza. ;)
Nie chciałabym się tak przedzierać przez krzaczory. Nie lubię tego. Kiedyś miałam niemiłe spotkanie z pokrzywami wyższymi ode mnie i ta niechęć pozostaje ze mną do teraz. Rany, ten kwas mrówkowy, który jest w nich zawarty, jest okropny!
Kobieca intuicja - on nie odbiera (pewnie jest u kochanki!), jakiś mężczyzna idzie za mną (to zboczeniec!). My naprawdę jesteśmy przewrażliwione... ;)
Tak. Kiedy odchodzą trzecie klasy to nauczyciele uznają to za znak, że trzeba przetrzepać nam tyłki. Może i jestem w LO dla dorosłych, ale tam także panuje taka zasada. :C
Pozdrawiam i życzę weny. :)
Ps. Śliczny szablon! Może mi też jakiś zrobisz w wolnym czasie? xD
zjadło moje *żart* przy tym zrobieniu szablonu! :C
UsuńDziękuję :) Hah, spokojnie i tak nie robię szablonów, bo kod css edytuje sobie od tak i nie wiem jak robią to szabloniarze - niestety. Tworzę jedynie własne nagłówki, może nieidealne, ale moje :D
UsuńW końcu udało mi się znaleźć czas. Rozdział rzeczywiście krótki. :( No i jest już w akademii! Jestem ciekawa jak tam będzie. :)
OdpowiedzUsuńJest czy nie jest w akademii, oto jest pytanie ;)
UsuńZakochałam się w tym opowiadaniu. Prześliczne opisy uczuć, otoczenia, refleksji- wszystkiego. Masz baaaardzo bogate słownictwo i cudowny styl, więcej takich blogów. Zostanę tu sobie dłużej, jeśli pozwolisz, życzę weny i zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńhttp://bl4ck-b3auty.blogspot.com/
Aha, nominuję cię do Liebster Award :) Szczegóły u mnie.
UsuńDziękuję ;) Pewnie, będzie mi bardzo miło jeżeli zostaniesz i zechcesz czytać moje opowiadanie.
Usuń