Samochód
podskakiwał na wyboistej drodze, prowadzącej przez gęsty las. Promienie słoneczne
przebijały przez korony drzew, tworząc delikatną poświatę, oświetlającą leśne runo.
Wlatujące przez okno świeże, wieczorne powietrze muskało łagodnie, rozgrzaną
skórę. Kamienie trzeszczały, a wysokie źdźbła trawy uginały pod wpływem nacisku
kół. Cienkie gałązki, raniące powierzchnię auta, śpiew ptaków oraz rytmiczny
stukot dzięciołów o pobliskie konary, nadawały, brakującej przyrodzie, wesołości.
Energia pobliskiej
zieloności, wnikała we mnie, jak woda w gąbkę. Ciepło, wywołane padającymi na
skórę snopami światła, pomogło rozluźnić mięśnie i zrelaksować ciało. Spokój
zalał mój organizm gwałtowną falą i zatopił wszelkie smutki. Po wściekłości nie
zostało ani śladu, za to nowe emocje znalazły gniazdo w moim wnętrzu. Irytację
zastąpiła ciekawość, wściekłość – zniecierpliwienie, a strach – podniecenie. Przyjemny
wietrzyk głasnął dłoń, kiedy skierowana w kierunku ciepłych, świetlistych linii
rzucanych przez zachodzącą gwiazdę, wydostała się poza granice pojazdu. Liście w
obrębie podszytu zaszeleściły i zza pierzyny listowia grabu, na mech,
wyskoczyła ruda wiewiórka. Przystanęła obok dywanu wrzosu i rozejrzała się
niespokojnie po okolicy. Zaalarmowana odgłosem zbliżającego się auta, uciekła w
głąb gaju, pozostawiając za sobą delikatnie drżące, fioletowe kwiaty.
Hipnotyzujący
urok natury prysł jak za odjęciem magicznej różdżki, kiedy uderzyłam głową o
dach pojazdu w skutek kolejnego podrygu maszyny. Machinalnie jęknęłam,
wyciągniętą ręką próbowałam zbadać powierzchnię czupryny i, kiedy miałam zamiar
obrzucić kierowcę pikantnym przekleństwem, zabrał głos pierwszy:
- Panienka
wybaczy niedogodności, ale to jedyna droga, która doprowadzi nas do celu. – W
lusterku mignęły bursztynowe oczy, błyszczące od figlarnych ogników.
Na jakim
pustkowiu jest ta szkoła, że nie ma innej drogi?
- Jaką ilość
guzów jeszcze nabiję, zanim dotrzemy do akademii? – zapytałam szorstko.
- Niewiele,
zapewniam – odparł, najwyraźniej rozbawiony. – Jesteśmy niedaleko.
Po ostatnich
słowach szofera, doznałam uczuciowej ambiwalencji. Z jednej strony ucieszyłam
się, że moje męki, w tym non stop podskakującym aucie, wreszcie się skończą, z
drugiej zaś strony, nie chciałam znaleźć się między murami uniwersytetu i
żegnać z rozpościerającymi wokół tworami matki natury.
- Czy to, oby na
pewno, odpowiednia droga?
Dokąd on mnie
wiezie? Niemożliwe, aby do szkoły wiódł tylko jeden tor.
- Ależ tak –
odparł poważnie.
Przez moment w
lusterku znów zalśniły bursztynowe oczy, zaś dostrzegając moją niepewność,
rozbłysły psotliwie. Ostre rysy złagodniały, a napięta skóra twarzy, wyrażająca
skupienie, odzyskała pierwotne naprężenie. Mężczyzna uśmiechnął się,
odsłaniając rząd równych zębów.
- Pan sobie ze
mnie drwi? – zapytałam z irytacją.
- Skądże znowu! –
odparł, siląc się na powagę.
- Przecież widzę!
O co panu chodzi? – Poczułam rosnące we mnie poirytowanie.
Szczęśliwie
uniknęłam kontaktu z zadaszeniem samochodu, gdy ten podskoczył gwałtownie na
nierównej drodze.
- Panienka mi nie wierzy, prawda? Proszę się
uspokoić. Rozbawiła mnie panienka, nutką dezaprobaty w głosie, to wszystko. –
Jego głos drżał pod wpływem wibracji pojazdu.
- Ma mnie pan za
głupiutką blondynkę, czyż nie?
- Nic takiego nie
pomyślałem. Panienka raczy...
- Dlaczego zwraca
się pan do mnie „panienko”? – spytałam ostro.
- To z szacunku
do panie... do ciebie. Nie denerwuj się, nic ci nie grozi. – Posłał mi dziwne
spojrzenie, w którym mieszał się niepokój z ciekawością.
Wyglądał na
zaintrygowanego moją osobą, a ja odczułam niepokój.
Trzęsło mną na
każdą stronę, przy czym siedzenie w aucie zrobiło się bardzo uciążliwe.
Nie mogłam dłużej
wytrzymać tej trasy, tego faceta i budzącej się we mnie na nowo wściekłości.
Zimny pot oblał moje plecy, a palce posiniały – traciłam kontrolę.
- Długo jeszcze? –
wysyczałam.
- Proszę być
cierpliwą. Zaraz będziemy na miejscu.
- Cierpliwą,
spokojną, ufającą... Dłużej tego nie wytrzymam! Przestańcie mi mówić, co mam
robić!
Wszystkie emocje kolejno
we mnie odżyły. Irytacja, wściekłość, niemoc, zawód, smutek, złość...
Drgania
obezwładniły mój organizm, nie tylko te wywołane kamienną powierzchnią. Na
próżno usiłowałam uspokoić łopoczące serce. Mrowienie zawładnęło każdym
skrawkiem, chroniącej wnętrzności skóry, a kiedy po moim ciele zaczął
rozchodzić się prąd, zauważyłam nagłą zmianę w otoczeniu za oknem.
Las się przerzedził
a droga wyrównała.
Bicie serca
przyśpieszyło jeszcze bardziej tudzież miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z
klatki piersiowej i zakończy swoją życiodajną rolę.
Mijając ostatnie
kępy drzew, dostrzegłam rozpościerającą się na wszystkie strony świata,
porośniętą wysoką trawą polanę. Wolną przestrzeń pozbawioną żywej duszy,
jakiegokolwiek budynku czy zwierzyny.
Przełknęłam ślinę, choć było to trudne ze
względu na wyschnięte gardło, kiedy samochód zatrzymał się na poboczu.
- Jesteśmy na
miejscu. – Szofer uśmiechnął się podejrzliwie i wysiadł z pojazdu.
Po chwili
osłupienia, dotarła do mnie makabryczna prawda.
Pozwoliłam, aby wywiózł
mnie na jakieś pustkowie i teraz zrobi ze mną nie wiadomo co! Wiedziałam, od
początku mi nie pasował z tym swoim „panienko” i udawaną życzliwością. Jowita
mnie wydała. Nikt nie dowie się o moim zaginieniu, bo rzekomo mam być w ośrodku
wychowawczym. Jaka ja byłam głupia!
Zaraz..
Ja też potrafię
grać nieczysto.
Gdy mężczyzna
zbliżał się powoli do drzwi po mojej prawej stronie, napięłam mięśnie i pozwoliłam, aby
otoczyła mnie elektryczność.
Teraz się zabawimy po mojemu – pomyślałam.
___________________________________________________________________________
Błędy będą, bo pisałam szybciutko i nie do końca przeanalizowałam treść...
Wiem, wiem, rozdział krótki, ale nie chcąc Was zanudzać, wybrałam taką o to długość. Nie wiem, jak zareagujecie na ten post, ale pogodzę się z wszelaką krytyką, jeżeli takowa będzie. Mam nadzieję, że nie zawiodę ( o ile jeszcze nie zawiodłam) waszych oczekiwań i będę wzbudzała w Was ciekawość. Zachęcam do pisania opinii pod postem i dziękuję bardzo moim stałym komentatorkom. Cieszę się, iż ktoś ma ochotę czytać moje wypociny :*
I hej, ho mam prawie 1000 wyświetleń!
Dziękuję!
Każdy rozdział jest świetny, ale tym razem przeszłaś samą siebie! Owszem, jest krótki, ale nie liczy się ilość a jakość. A u Ciebie z jakością jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńStrasznie spodobał mi się początek. Aż się uśmiechnęłam, gdy Marika walnęła głową o dach auta (wiem, to okropne) :D
Czekam na kolejny rozdział!
Nie, to nie jest okropne :) Za niewyparzony język się płaci ;p
UsuńTo nie "wypociny" to naprawdę dobry rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zakończył... ;)
Kiedy next? Mam nadzieję, że niebawem. ^^
Pozdrawiam :3
http://kolorowa-biel.blogspot.com/
Szykuję się do następnego rozdziału, mam nadzieję, że nie będziecie musieli długo czekać :)
UsuńDziękuję :)
Hmm... Zapałałam sympatią do Mariki. Dla mnie to imię kojarzy się ze Śląskiem, czyli miejscem mojego urodzenia. Ach... wspomnienia :) Ale wracając do głównej bohaterki! Jest ona bardzo wyrazistą osobą z pazurem. Szkoda mi tego faceta. Porwał się z motyką na słońce :D
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o stylistykę. Jest nieźle, ale zawsze mogłoby być lepiej. Dodałabym więcej opisów. Haha! Wszyscy mi zarzucają, że sama nie zawieram ich dużo w swoich opowiadaniach, ale ja chcę po prostu budować akcję i bohaterów powoli! Ach! Czytelnikom nie dogodzisz :D
Czekam na 7 i zapraszam na mojego nowego bloga.
Pozdrawiam
Ress
________________________
Nowy Jork.
Miasto biznesmenów, urzędników,
zwykłych ludzi i niezwykłych bohaterów.
Miasto, w którym zło nigdy nie śpi.
Lilianne King jest szarą obywatelką Stanów Zjednoczonych,
a jej największym życiowym osiągnięciem było dostanie pracy
w taniej miejskiej knajpie.
Pewnego dnia spotyka na swojej drodze Stava Rogersa.
Dziewczyna nie wie, że ten z pozoru miły i milczący mężczyzna
jest tak naprawdę podziwianym przez wszystkich Kapitanem Ameryką.
Co zrobi, kiedy odkryje prawdę?
http://the-first-avenger.blogspot.com/
Każdy czytelnik wymaga czego innego, wszystkim nie dogodzisz - racja ;) Co do opisów, to powoli się rozwijam i może z czasem będzie ich więcej. A co do Twojego nowego bloga, na pewno odwiedzę, ale głównie upodobałam sobie "Niech miłość zwycięży" :)
UsuńCzemu piszesz, ze to są wypociny? Uświadamiam tb, że to nie są ''wypociny'' i masz już tak nie pisać! xD Ja nie mam talentu do pisania, a ty wyskakujesz, ze ta są wypociny? Rozdział boski :3 Teraz mam mentlik w głowie.... Czekam na kolejny rozdział. Życzę dużo weny i czasu.
OdpowiedzUsuńOkej, okej już nie będę pisać, że są to "wypociny". Niech będzie :D Cieszę się, że się podoba i dziękuję :D
UsuńJest okej. :) Strzelam, że ta akademia ma jakiejś pole, czy coś, przez co jest niewidoczna. A biedny szofer dostanie po łapach niepotrzebnie :D Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńSo sweet xdd super fast next....
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się opis przyrody. Wręcz mnie nim oczarowałaś. Zakochałam się w nim. *u*
OdpowiedzUsuńA rozmowa tej dwójki była g e n i a l n a! Rany, nie ma to jak słyszeć cały czas "panienka" czy coś. Gdy ja słyszę "proszę pani" to aż mnie zęby bolą...
I jebut główką w dach samochodu. Musiało boleć!
I widać, że szofera czeka elektryzująca niespodzianka. ^^
Pozdrawiam i życzę weny. :)