sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 8


     Pokonała kolejny zakręt, podpierając się dłońmi o chłodną powierzchnię ściany, aby nie stracić równowagi na śliskiej posadzce. Wskoczyła na pierwszy stopień bardzo szerokich schodów i nie zawracając sobie głowy poręczami, czym prędzej pognała na górę. 
     Skąpy ubiór i brak butów nie krępowały jej, kiedy wokół obecna była wyłącznie ciemność, a jedynie księżyc spoglądał na nią spomiędzy okiennych ram. Gołe stopy klaskały śmiesznie o gładką posadzkę, cienkie ramiączko bawełnianej piżamy zsunęło się lekko z gładkiego ramienia dziewczyny, co zignorowała w takim samym stopniu, jak gilgoczące jej nagi kark włosy i podwijające się szorty.
     Dziewczyna biegła już dłuższą chwilę, co widać było po jej przyspieszonym oddechu i coraz bardziej ociężałych ruchach. Skutki nadmiernej aktywności właśnie dawały o sobie znać. Zakwaszone mięśnie, piekący ból w klatce piersiowej, suchość w ustach – wszystko to odczuwała bardzo boleśnie, jednakże nie przestawała się poruszać, wręcz przeciwnie, próbowała przyspieszyć kroku na tyle, na ile pozwoliłyby jej zmęczone kończyny.
Miała ogromną ochotę wypluć własne płuca, ale jeszcze większą, aby przystanąć, zwolnić choćby na chwilę, przylgnąć do lodowatej ściany i zostać tak, jak najdłużej, jednak było coś, co nie pozwalało jej zwolnić nawet na moment. 
     Czuła jak serce próbuje wydostać się na zewnątrz, pozbawiając ją tym samym życiowego napędu. Poruszała się z taką determinacją i zawziętością, jakby od tego zależało jej życie. Cóż, w pewnym stopniu właśnie tak było. 
     Gdy odwracała głowę to w prawo, to w lewo,  najwyraźniej czegoś szukając, przed oczami migały jej na zmianę szare, lśniące płytki i potężne, dębowe drzwi. 
Wiedziała dokąd zmierza, ale im dalej była, tym głębiej zagnieżdżała się w jej głowie myśl, że nie dobiegnie. Nie zdąży i zanim przed oczami migną jej te upragnione trzy złote litery, zemdleje, a koszmar powróci ze zdwojoną siłą. Była przerażona, panika rosła w niej z każdą minutą, z każdym kolejny wdechem i wydechem, z każdym krokiem...
     Przy kolejnych schodach była pewna, że nie da rady. Nie wdrapie się choćby na jeden szczebelek. I kiedy już chciała się poddać, położyć na zimnej podłodze i czekać do rana aż ktoś ją znajdzie i ocuci, poczuła dziwny przypływ emocji. Odżył w niej sen, dzięki któremu przypomniała sobie, po co tak właściwie zerwała się z łóżka w środku nocy. 
     Dotarła na kolejne piętro na trzęsących nogach i, choć zrobiła to bardzo wolno i niezgrabnie, była z siebie bardzo dumna.
     Kiedy zauważyła połyskujące w oddali złote litery, tworzące numer 148, rzuciła się w stronę drzwi, na których widniały. Nie zatrzymała się w odpowiednim momencie i z głuchym łoskotem uderzyła o twardą powierzchnię. Nie jęknęła, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, po prostu złapała starannie zdobioną klamkę, niczym ostatnią deskę ratunku i szarpnęła na tyle mocno, na ile pozwoliło jej zmęczone wysiłkiem ciało. Drzwi nie protestowały, huk uderzanego o ścianę drewna rozszedł się echem po korytarzu.
     Dziewczyna oparła się o framugę, aby nie upaść i z ulgą stwierdziła, że mieszkańcy komnaty nie śpią.
     Kobieta zakładała na siebie jedwabny szlafrok, a mężczyzna nadal siedzący na łóżku, przecierał senne oczy.
     - Znowu ona – wydyszała, kiedy spojrzeli na nią wyczekująco. – Dłużej tego nie wytrzymam. – Niespodziewanie po jej zaróżowionych policzkach pociekły łzy. – Nie dam rady – zaszlochała.
Osunęła się bezwładnie na podłogę, na co zaalarmowana sytuacją kobieta podeszła do dziewczyny. Wciągnęła ją do pokoju, zamknęła drzwi, po czym pomogła usiąść w bogato zdobionym fotelu. Uklękła przed gościem i zaczęła uspokajająco gładzić jej dłonie.
     - Spokojnie kochanie, jesteś już bezpieczna, nic ci nie grozi.
     - Nie, nie – pokręciła głową. – Nie. Ona jest wszędzie. Ja... Ja byłam nią. Czułam to, co ona, pachniałam nią, poruszałam się jak ona. Byłam w jej ciele! Widziałam wszystko z jej perspektywy. Ja... Ja tracę poczucie rzeczywistości. Nie mogę za dnia być sobą, kiedy w nocy ona przejmuje kontrolę.
     Dziewczyna zaniosła się głośnym płaczem, a kobieta nie wiedziała, co ma zrobić. Trwała tak na klęczkach dalej i nie wiedziała, jak uspokoić własne dziecko. Wiedziała, że nie może jej pomóc, chociaż bardzo by chciała. Nagle przypomniało jej się, że przecież nie są same w pokoju, a mężczyzna jeszcze nie zabrał głosu.
     - Poluksie zrób coś – poprosiła. – To nie jest normalne! Co się dzieje z tą dziewczyną?
     Mężczyzna poruszył się niespokojnie i wydawać by się mogło, że przez chwilę nad czymś głęboko myślał.
     - Wydaje mi się... – zaczął. - Ale to przecież niemożliwe. – Próbował przekonać samego siebie do pewnej racji.
     Kobieta zmrużyła jedynie ciemne brwi i spojrzała na męża z politowaniem.
     - O czym ty do Ciężkiej Trójcy* mówisz?
     Polux spojrzał na drobną twarz żony, tudzież jego wyrażała coś w stylu: „nie śmieszne”.
     - Mówię o tym, że nasza droga córka i chłopak nie są jedynymi. Zastanów się prze chwilę. Jest ich dwójka. Nas jest trzech. To mogło się stać, ale... Czy to naprawdę możliwe? – Kobieta rozszerzyła ze zdumienia oczy.
     - Chcesz mi powiedzieć, że...
     - Tak, właśnie to próbuję ci powiedzieć.
     Dorośli, jakby zapomnieli o drobnej dziewczynie siedzącej w fotelu, która w tamtym momencie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji i nie miała zielonego pojęcia, o czym oboje dyskutują. Pod ciepłym dotykiem matki zasnęła, a rozmowy rodziców rozproszyły się w sennej mgle.

* Nie ma to nic wspólnego z Trójcą Świętą. Niebawem dowiecie się, o co chodzi.
___________________________________________________________

Przepraszam, że tyle czasu mi to zajęło.
Wiem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż rozdział jest krótki. Bardzo krótki. Ale dziwię się, że i tak zdołałam go napisać. Rany ile się męczyłam z tym rozdziałem. Od czasu zamieszczenia "komunikatu blogowego" próbowałam coś stworzyć i nawet nie wiem ile razy kasowałam zdania, i pisałam na nowo. Osiągnęłam takie dno czasowe i natchnieniowe (chyba nie ma takiego słowa - nie ważne), że nie pytajcie. To była jakaś tragedia. Dodatkowo szkoła i te końcowe sprawdziany, zaliczenia, poprawki. Brr... Na samą myśl już mi niedobrze. Byłam wyprana ze wszelkich emocji, nic, no kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy, a nie chciałam spaprać sprawy, chociaż rozdział i tak miał być w moim zamyśle lepszy, i co ważniejsze dłuższy, jednak jak tylko sobie przypominałam o ilości miejsca, jakie powinnam zająć treścią to dostawałam białej gorączki i wtedy, zamiast myśleć o pisaniu przejmowałam się objętością, a nie w tym rzecz. Doszłam więc do wniosku, że będę pisać takiej długości posty, na ile pozwoli mi wena, a jak komuś się to nie podoba, to trudno.
Teraz jestem z nowym rozdziałem.Mam nadzieję, że wena do mnie jeszcze przyjdzie. Wam oczywiście życzę tego samego. I żegnam się, bo zaraz mój wywód będzie dłuższy niż ten rozdział.
Buziole :*


9 komentarzy:

  1. Krótki, ale świetny :) Mistrzostwo - z chwili biegu zrobić dzieło na całą stronę :D
    Zakończenie powiało tajemniczością. Lubię to :3
    Mam tylko jedną uwagę: słowo tudzież zastąpiłabym słowem również :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie takie znowu dzieło ;) Po za tym miało wyjść lepiej :< Czytałam ten rozdział kilka razy i nie mogę się doszukać tego "tudzież". Już trudno :)

      Usuń
  2. Liczy się jakośc, a nie ilośc! A z tym drugim u ciebie nie ma problemu- cudowne opisy :) Chociaż nie bardzo wiem o co chodzi (domyślam się, że wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach) to i tak jestem oczarowana tym rozdziałem! Przestanę się już może tak zachwycac twoim stylem, opowiadaniem, lekkim 'piórem'... agrr, koniec. Mam nadzieję, że nie karzesz mi długo czekac i szybko pojawi się nowy rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, dziękuję Ci bardzo :] Oczywiście, że się wyjaśni. W następnym to może jeszcze nie, ale jak będziesz czytała uważnie, to powinnaś wpaść na rozwiązanie :)

      Usuń
  3. Nie przejmuj się długością rozdziału, bo tak jak wspomniały moje poprzedniczki, nie to jest naprawdę ważne, tylko treść w nim zawarta. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, rozdział jest krótki, natomiast bogaty w treść, za co cię pochwalę. Niekiedy trafiam na takie blogi, gdzie jest kilka zdań wklejonych byle jak i autorka podnieca się swoją twórczością. Ty wyszłaś poza tę linię, gratuluję. ;)
    Tak jak Whites Deville nie wiem o co tutaj chodzi, jednak mam nadzieję, ze szybko się o tym dowiem. Rozdział nasycony grozą, tajemniczością ma w sobie to coś, że aż czapki z głów. Jestem zachwycona tym, co przeczytałam!
    Teraz czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Narobiłaś mi takiego apetytu, że ho ho. ^^
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No proszę, proszę... Nie spodziewałabym się, że będzie mi się tak dobrze czytać takie niedomówienia. W sensie końcówka jest bardzo tajemnicza i ja sama nie lubię nic od razu wyjaśniać, dlatego masz jakieś u mnie ogromnego plusa. Jako jedynie czytelnik mogę powiedzieć tyle, że pragnę kolejnego rozdziału, żeby dowiedzieć się, o co chodziło ojcu.
    A co do tego biegu... Ja bym pewnie nie dobiegła, chociaż powinnam być w takiej sytuacji przerażona, a strach robi ze mną dziwne rzeczy, więc kto wie?
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie. Tylko moim zdaniem powinno być "przecierał SENNIE oczy", ale to drobnostka. No cóż. Stanowczo nie lubię, jak ludzie przerywają w takich momentach. Pisz szybko i poinformuj o nowych rozdziałach.

    Pozdrawiam
    Ress

    OdpowiedzUsuń

Witaj :) Jeżeli już tu jesteś i czytasz moje wypociny, to zostaw po sobie jakiś ślad. Wystukanie komentarza zajmie Ci chwilkę,a przy okazji sprawi mi radość.