niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 1

  Zewsząd do mych uszu docierały dopingujące okrzyki.
  Uśmiechnęłam się pod nosem widząc kilkanaście par oczu wlepionych w moją osobę. 
Uwielbiałam przyciągać spojrzenia innych, byłam, wtedy w centrum uwagi, co sprawiało, że moja pewność siebie rosła, a wnętrzności wariowały z podniecenia. 
Poczułam narastającą we mnie ekscytacją i delikatne mrowienie w całym ciele, kiedy przeszedł przez nie prąd. Na mojej twarzy zakwitł jeszcze szerszy uśmiech, serce przyspieszyło i oblała mnie fala ciepła, kiedy cała skumulowana we mnie energia przepłynęła do koniuszka palca wskazującego po, to by za moment wydostać się na zewnątrz.  Podniosłam głowę z wyższością i skupiłam się na celu. Usłyszałam wiwaty radości, kiedy strużka elektryczności wystrzeliła z mojego palca, oświetliła na chwilę ciemne pomieszczenie, po czym z charakterystycznym dźwiękiem uderzyła w leżący przede mną ametyst. W powietrze wzniosła się niewielka chmura dymu, a kamień rozpadł się na kilka małych, nadal intensywnie błyszczących kryształków.  Przyłożyłam palec do ust i dmuchnęłam w niego, tak jak dmucha się w lufę w celu rozproszenia dymu.
  Zaśmiałam się kpiąco widząc miny moich towarzyszy. Nie raz pokazywałam, im swoje zdolności, jednak za każdym razem reagowali tak samo. Jedni pootwierali buzie ze zdumienia, inni przybrali głupkowaty wyraz twarzy, a jeszcze inni wpatrywali się we mnie z zazdrością. Ten ostatni rodzaj spojrzenia sprawiał mi największą frajdę. Nic mnie tak nie bawiło, jak głupia, ludzka zazdrość.
  Różniłam się od innych ludzi, nigdy, jednak nie zastanawiałam się nad moją odmiennością.  Uważałam się za wyjątkową i nie potrzebowałam dowiadywać się, dlaczego jestem taka, a nie inna. W sierocińcu, akceptowali mnie taką jaka jestem i nigdy nie zadawali zbędnych pytań. Tu się wychowywałam, uczyłam i spędzałam wolne chwile.
  Rozejrzałam się po twarzach mojej „widowni” i zdałam sobie sprawę, że nie będę za nimi ani trochę tęskniła.
     - Nigdy mi się nie znudzą twoje sztuczki – odezwała się zielonooka brunetka, siedząca po mojej prawej stronie.
Uniosłam jedną brew do góry i posłałam jej zdziwione spojrzenie, jednocześnie próbując się nie roześmiać.
    - Tośka ma rację, to, co wyprawiasz przechodzi ludzkie pojęcie – usłyszałam od siedzącego po mojej lewej, bruneta.
  Nie wytrzymałam.
Parsknęłam śmiechem, a wszyscy wokół mnie zebrani, podnieśli głowy z nad resztek ametystu i utkwili we mnie wzrok.
    - No, co się tak gapicie? – powiedziałam, wybałuszając na nich oczy. – Nie macie nic lepszego do roboty?
Obrzucili mnie obojętnym spojrzeniem i wrócili do oglądania kamienia, albo raczej jego pozostałości.
    - Ugh, nie mogę się doczekać, kiedy opuszczę to miejsce – poskarżyłam się zielonookiej.
Tośka odchrząknęła znacząco. A chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem.
    - Kiedy opuścimy to miejsce RAZEM – poprawiła mnie, po czym uśmiechnęła się słodko, a brunet jej przytaknął.
    - Oczywiście, że razem, bez was nigdzie się nie ruszam – odparłam.
  Uśmiechnęłam się zalotnie do moich przyjaciół i głośno szurając krzesłem, odsunęłam się od stołu, a tym samym od grupy gapiów naprzeciw mnie. Znudziło mi się siedzenie z bandą tych idiotów. Miałam po dziurki w nosie oglądania tych fałszywych mord.  Wiedziałam bowiem, że nienawidzą mnie z całego serca. To, co do mnie czuli, miało ścisły związek z opiekunką naszego sierocińca.
    - Zostawić cię na moment samą, a już robisz widowisko – usłyszałam za plecami znajomy głos.
W sali rozbłysło światło, włączone najprawdopodobniej przez przybyłą przed chwilą osobę.
Przewróciłam teatralnie oczami i odwróciłam głowę w stronę chemiczki, która stała za biurkiem podpierając się pod boki i łypiąc na mnie groźnie.
    - Przecież nie jestem sama, pani profesor – uśmiechnęłam się niewinnie i zauważyłam, że Tośka i Marcel próbują ukryć rozbawienie – I zaraz tam, od razu widowisko, chcieliśmy pooglądać kamienie szlachetne, o których się wczoraj uczyliśmy, a że w gablotce ma pani ich okazałą ilość, ale tylko jeden ametyst pomyślałam, że zrobię dobry uczynek i zwiększę jego liczbę dla pani. – Zatrzepotałam rzęsami i posłałam jej słodki uśmiech. – Właśnie, zapomniałabym – uderzyłam się w czoło otwartą dłonią, odwróciłam od nauczycielki i posyłając grupce uczniów lodowate spojrzenie, zebrałam resztki kamienia ze stołu na otwartą dłoń. Obróciłam się na pięcie i zaniosłam je na biurko profesorki. – Wystarczy tyle ? – Zapytałam, starając się, aby mój ton głosu brzmiał jak najbardziej poważnie.
  Mina chemiczki? Bezcenna.
Najpierw poczerwieniała ze złości, potem na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie z nutką goryczy, a na koniec, walcząc z samą sobą, przybrała obojętny wyraz.
    - Usiądźcie do ławek – powiedziała, patrząc na resztę uczniów ponad moim ramieniem, odwróciła się do tablicy i zaczęła pisać temat lekcji.
Usłyszałam za plecami szuranie krzeseł i ciche kroki.
Odchrząknęłam zniecierpliwiona, patrząc na plecy nauczycielki.
Odwróciła się.
    - Ty też Marika – powiedziała spokojnym tonem, a kiedy nie zareagowałam, dodała: - wracaj do ławki, migiem!
    Ściągnęłam z niezadowoleniem brwi i udałam się na swoje miejsce.  Poczułam w środku delikatne mrowienie, które było skutkiem mojej irytacji. Dlaczego nie potrafiłam wyprowadzić z równowagi ani jednego nauczyciela? Tyle razy próbowałam ich wkurzyć, doprowadzić do wściekłości do tego, żeby podnieśli głos i wykrzyczeli pod moim adresem najgorszą wiązankę przekleństw, ale nigdy z powodzeniem. Irytowało mnie to, że nie reagowali na moje przewinienia i albo byli tak bardzo ślepi albo nie chcieli zauważyć tego, co wyprawiam. Wkurzyłam się jeszcze bardziej i poczułam jak moje mięśnie się napinają, a energia w moim ciele rośnie. Zamknęłam oczy starając się uspokoić, a tym samym powstrzymać wyładowania.
    - Wszystko w porządku? – Zapytała Tośka, zbliżając rękę do mojego ramienia.
    - Nie rób tego – rozkazałam, a jej dłoń zawisła w powietrzu i opadła z powrotem na ławkę.
  Nie chciałam zrobić przyjaciółce krzywdy. Jeszcze nie do końca zwalczyłam swoją elektryczność. Gdyby w tym momencie mnie dotknęła, różnie mogłoby się to skończyć.


  Wpatrywałam się we wnętrze szafki, nie bardzo wiedząc, czego szukam, kiedy nagle poczułam za plecami czyjąś obecność. Spojrzałam na Tośkę opierającą się plecami o własną szafkę, jej mina mówiła sama za siebie, westchnęłam, zatrzasnęłam metalowe drzwiczki i obróciłam się. Przede mną stała Nina w jakże wyuczonej pozie. Zrobiło mi się nie dobrze na sam jej widok. Płomiennie rude włosy opadały falami na jej wąskie ramiona, na piegowatej facjacie widniał złośliwy uśmieszek, a piwne oczy zwęziły się w cienkie szparki na mój widok.
    - Czego chcesz? – warknęłam, na co uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
    - Myślałaś, że twój występek na chemii ujdzie ci płazem? – powiedziała z sarkazmem. – Takie ziółko jak ty musiało się wreszcie doczekać nagany.
Niech ta kretynka, przejdzie wreszcie do rzeczy, bo jak nie to sprawię, że ten kpiący uśmieszek zejdzie jej z buzi.
    - Możesz przejść do rzeczy? – Usłyszałam wkurzoną Tośkę.
    - Nie mówię do ciebie, tandeciarko – obrzuciła moją przyjaciółkę pogardliwym spojrzeniem, a ja poczułam niebezpieczne drgania w ciele. – A gdzie reszta trio? Co? Gdzie ten twój ciapowaty chłoptaś? – Wpatrywała się z nienawiścią w moją przyjaciółkę.
  Zadrżałam i usłyszałam charakterystyczne dla siebie buczenie.
Nie pozwolę obrażać moich przyjaciół!
Nina spojrzała na mnie zszokowana.
    - Powtórz to, ty krowo! – wrzasnęłam i poczułam jak włosy na moim ciele stają dęba.
Tośka oderwała się od szafki przerażona i nieznacznie się ode mnie odsunęła.
Serce biło mi jak oszalałe, przez ciało przeszły zimne dreszcze, a kończyny drgały pod wpływem wyładowań.
    - Spokojnie – odezwała się Nina z paniką w głosie, a ja spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. – Nie przyszłam tu się bić, czy coś – zapiszczała. – Jowita cię szuka, kazała mi cię powiadomić żebyś wstawiła się w jej gabinecie o 15.
  Uwolniłam skumulowaną we mnie energię.
Posłałam strużkę elektryczności na ścianę tuż za Niną, a ta pisnęła i odskoczyła jak poparzona.
Pod wpływem uderzenia ściana popękała i posypał się z niej tynk.
Zamrugałam parę razy i stłumiłam w sobie złość.
Dyrektorka chce mnie widzieć?
Uśmiechnęłam się pod nosem, czując dumę.
Nareszcie doprowadziłam kogoś do ostateczności.

_______________________________________________________________________

Wyraźcie, proszę, swoje opinie o tym rozdziale w komentarzach.
Jeżeli rzucają Wam się w oczy jakieś błędy, piszcie, przepraszam co do interpunkcji, nie zawsze wiem, gdzie te przecinki wstawiać, ale mam nadzieję, że nie rzuca się to w oczy.
Pozdrawiam :)
Karola.

10 komentarzy:

  1. Jest świetnie :) Jeszcze nigdzie nie spotkałam się z takim pomysłem.
    Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział. Wgl bardzo mi się podoba pisz dalej ;) weny życzę.

    W wolnej chwili zapraszam do mnie ;

    http://carmen-16-danger-story.blogspot.com/2014/04/rozdzia-3.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. - No, co się tak gapicie ? - zbędna spacja przed znakiem zapytania.
    Tak, niektóre przecinki są postawione tam, gdzie nie trzeba. Krzyczą "zabierz mnie stąd", ale ich nie słyszysz. :C Dlatego też radziłabym poszukać strony internetowej, gdzie wytłumaczą ci zasady poprawnego wstawiania ich. ^^
    Akapity! Brakuje mi ich! Gdzie są akapity? Te magiczne, seksowne wcięcia? :D I te przerwy między niektórymi linijkami. Nie lubię takiego czegoś. :C
    Zapis dialogów również jest błędny To także możesz znaleźć w internecie. Tak, umiem to, ale nie jestem w stanie teraz tego wytłumaczyć (dopiero zaczynam się budzić, chociaż wstałam dwadzieścia minut temu). :)
    A co do treści to główna bohaterka to ma charakterek, nie ma co. Dominująca dziewczyna sypiąca iskrami na prawo i lewo - ideał wrednotyzmu wrodzonego. A jej przyjaciele są cosik jak jej pieski, ale spoko. Nie obraź się, ale tak ich widzę. :3
    Wkurzanie nauczycieli to jest to coś. Magiczna chwila, gdy ci są czerwoni na twarzy i jak coś mówią to ślina z ich ust potrafi dolecieć do ostatniej ławki. A wezwanie do dyrektora dla takiego ucznia - ideał!!
    Dobra, biegnę dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja lecę poprawiać błędy :) Taka właśnie główna bohaterka ma być, czy jej przyjaciele są jak pieski hm..? Zobaczymy, zobaczymy... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że mamy trochę podobny temat :) Jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie u Ciebie. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie się zapowiada.
    Czyta sie szybko i płynnie. ^^ Bardzo interesujący temat. Z chęcią czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam

    http://between-the-raindrops-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie bardzo się podoba opowiadanie, jeśli chodzi o treść, bo jak dla mnie ortografia jest okej.
    Wreszcie jakieś ciekawe opowiadanie o pewniej siebie dziewczynie,która niczego się nie boi. Twój blog staje się moim poradnikiem- "jak wyjść z nieśmiałości" :)
    Super, podoba mi się, czytam dalej.

    Zapraszam, może trochę słabszy, ale zapraszam wszystkich:

    http://ksiega-fidelitas-opowiadaniafantasy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się ogromnie, że ci się podoba. Cóż, nieśmiałość, to taki okropny, złośliwy chochlik, który odbiera nam nasze najlepsze cechy w większym gronie ludzi, tak, coś o tym wiem :) Twojego bloga już odwiedziłam :) Wpadnę znowu, niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapowiada się świetnie :)
    Jestem ciekawa czemu dokładnie ona ma te "zdolności" :D
    Obserwuję i jak znajdę czas nadrobię resztę rozdziałów :)
    ____________________________________________
    http://przekleci-idealnoscia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Super :) Chociaż liczyłam, że będzie jakieś nawiązanie do prologu. O tych kochankach. Kim są? Jak się mają do fabuły? No nic, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach moja ciekawość zostanie zaspokojona.
    A co do bohaterki, to ma dziewczyna charakterek.
    Pozdrawiam *.*

    OdpowiedzUsuń

Witaj :) Jeżeli już tu jesteś i czytasz moje wypociny, to zostaw po sobie jakiś ślad. Wystukanie komentarza zajmie Ci chwilkę,a przy okazji sprawi mi radość.