Zewsząd do mych uszu docierały dopingujące okrzyki.
Uśmiechnęłam się pod
nosem widząc kilkanaście par oczu wlepionych w moją osobę.
Uwielbiałam przyciągać
spojrzenia innych, byłam, wtedy w centrum uwagi, co sprawiało, że moja pewność
siebie rosła, a wnętrzności wariowały z podniecenia.
Poczułam narastającą we
mnie ekscytacją i delikatne mrowienie w całym ciele, kiedy przeszedł przez nie
prąd. Na mojej twarzy zakwitł jeszcze szerszy uśmiech, serce przyspieszyło i
oblała mnie fala ciepła, kiedy cała skumulowana we mnie energia przepłynęła do
koniuszka palca wskazującego po, to by za moment wydostać się na zewnątrz. Podniosłam głowę z wyższością i skupiłam się
na celu. Usłyszałam wiwaty radości, kiedy strużka elektryczności wystrzeliła z
mojego palca, oświetliła na chwilę ciemne pomieszczenie, po czym z
charakterystycznym dźwiękiem uderzyła w leżący przede mną ametyst. W powietrze
wzniosła się niewielka chmura dymu, a kamień rozpadł się na kilka małych, nadal
intensywnie błyszczących kryształków.
Przyłożyłam palec do ust i dmuchnęłam w niego, tak jak dmucha się w lufę
w celu rozproszenia dymu.
Zaśmiałam się kpiąco
widząc miny moich towarzyszy. Nie raz
pokazywałam, im swoje zdolności, jednak za każdym razem reagowali tak samo.
Jedni pootwierali buzie ze zdumienia, inni przybrali głupkowaty wyraz twarzy, a
jeszcze inni wpatrywali się we mnie z zazdrością. Ten ostatni rodzaj spojrzenia
sprawiał mi największą frajdę. Nic mnie tak nie bawiło, jak głupia, ludzka
zazdrość.
Różniłam się od innych
ludzi, nigdy, jednak nie zastanawiałam się nad moją odmiennością. Uważałam się za wyjątkową i nie potrzebowałam
dowiadywać się, dlaczego jestem taka, a nie inna. W sierocińcu, akceptowali
mnie taką jaka jestem i nigdy nie zadawali zbędnych pytań. Tu się wychowywałam,
uczyłam i spędzałam wolne chwile.
Rozejrzałam się po
twarzach mojej „widowni” i zdałam sobie sprawę, że nie będę za nimi ani trochę tęskniła.
- Nigdy mi się nie znudzą
twoje sztuczki – odezwała się zielonooka brunetka, siedząca po mojej prawej
stronie.
Uniosłam jedną brew do
góry i posłałam jej zdziwione spojrzenie, jednocześnie próbując się nie
roześmiać.
- Tośka ma rację, to, co
wyprawiasz przechodzi ludzkie pojęcie – usłyszałam od siedzącego po mojej
lewej, bruneta.
Nie wytrzymałam.
Parsknęłam śmiechem, a
wszyscy wokół mnie zebrani, podnieśli głowy z nad resztek ametystu i utkwili we
mnie wzrok.
- No, co się tak gapicie? – powiedziałam, wybałuszając na nich oczy. – Nie macie nic lepszego do
roboty?
Obrzucili mnie obojętnym
spojrzeniem i wrócili do oglądania kamienia, albo raczej jego pozostałości.
- Ugh, nie mogę się
doczekać, kiedy opuszczę to miejsce – poskarżyłam się zielonookiej.
Tośka odchrząknęła znacząco.
A chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Kiedy opuścimy to
miejsce RAZEM – poprawiła mnie, po czym uśmiechnęła się słodko, a brunet jej
przytaknął.
- Oczywiście, że razem,
bez was nigdzie się nie ruszam – odparłam.
Uśmiechnęłam się zalotnie
do moich przyjaciół i głośno szurając krzesłem, odsunęłam się od stołu, a tym
samym od grupy gapiów naprzeciw mnie. Znudziło mi się siedzenie z bandą tych
idiotów. Miałam po dziurki w nosie oglądania tych fałszywych mord. Wiedziałam bowiem, że nienawidzą mnie z całego
serca. To, co do mnie czuli, miało ścisły związek z opiekunką naszego
sierocińca.
- Zostawić cię na moment
samą, a już robisz widowisko – usłyszałam za plecami znajomy głos.
W sali rozbłysło światło,
włączone najprawdopodobniej przez przybyłą przed chwilą osobę.
Przewróciłam teatralnie
oczami i odwróciłam głowę w stronę chemiczki, która stała za biurkiem
podpierając się pod boki i łypiąc na mnie groźnie.
- Przecież nie jestem
sama, pani profesor – uśmiechnęłam się niewinnie i zauważyłam, że Tośka i
Marcel próbują ukryć rozbawienie – I zaraz tam, od razu widowisko, chcieliśmy
pooglądać kamienie szlachetne, o których się wczoraj uczyliśmy, a że w gablotce
ma pani ich okazałą ilość, ale tylko jeden ametyst pomyślałam, że zrobię dobry
uczynek i zwiększę jego liczbę dla pani. – Zatrzepotałam rzęsami i posłałam jej
słodki uśmiech. – Właśnie, zapomniałabym – uderzyłam się w czoło otwartą
dłonią, odwróciłam od nauczycielki i posyłając grupce uczniów lodowate
spojrzenie, zebrałam resztki kamienia ze stołu na otwartą dłoń. Obróciłam się
na pięcie i zaniosłam je na biurko profesorki. – Wystarczy tyle ? – Zapytałam,
starając się, aby mój ton głosu brzmiał jak najbardziej poważnie.
Mina chemiczki? Bezcenna.
Najpierw poczerwieniała
ze złości, potem na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie z nutką goryczy, a na
koniec, walcząc z samą sobą, przybrała obojętny wyraz.
- Usiądźcie do ławek –
powiedziała, patrząc na resztę uczniów ponad moim ramieniem, odwróciła się do
tablicy i zaczęła pisać temat lekcji.
Usłyszałam za plecami
szuranie krzeseł i ciche kroki.
Odchrząknęłam zniecierpliwiona,
patrząc na plecy nauczycielki.
Odwróciła się.
- Ty też Marika –
powiedziała spokojnym tonem, a kiedy nie zareagowałam, dodała: - wracaj do
ławki, migiem!
Ściągnęłam z niezadowoleniem
brwi i udałam się na swoje miejsce. Poczułam
w środku delikatne mrowienie, które było skutkiem mojej irytacji. Dlaczego nie
potrafiłam wyprowadzić z równowagi ani jednego nauczyciela? Tyle razy
próbowałam ich wkurzyć, doprowadzić do wściekłości do tego, żeby podnieśli głos
i wykrzyczeli pod moim adresem najgorszą wiązankę przekleństw, ale nigdy z powodzeniem.
Irytowało mnie to, że nie reagowali na moje przewinienia i albo byli tak bardzo
ślepi albo nie chcieli zauważyć tego, co wyprawiam. Wkurzyłam się jeszcze
bardziej i poczułam jak moje mięśnie się napinają, a energia w moim ciele
rośnie. Zamknęłam oczy starając się uspokoić, a tym samym powstrzymać wyładowania.
- Wszystko w porządku? –
Zapytała Tośka, zbliżając rękę do mojego ramienia.
- Nie rób tego –
rozkazałam, a jej dłoń zawisła w powietrzu i opadła z powrotem na ławkę.
Nie chciałam zrobić przyjaciółce
krzywdy. Jeszcze nie do końca zwalczyłam swoją elektryczność. Gdyby w tym
momencie mnie dotknęła, różnie mogłoby się to skończyć.
Wpatrywałam się we
wnętrze szafki, nie bardzo wiedząc, czego szukam, kiedy nagle poczułam za
plecami czyjąś obecność. Spojrzałam na Tośkę opierającą się plecami o własną
szafkę, jej mina mówiła sama za siebie, westchnęłam, zatrzasnęłam metalowe
drzwiczki i obróciłam się. Przede mną stała Nina w jakże wyuczonej pozie.
Zrobiło mi się nie dobrze na sam jej widok. Płomiennie rude włosy opadały
falami na jej wąskie ramiona, na piegowatej facjacie widniał złośliwy
uśmieszek, a piwne oczy zwęziły się w cienkie szparki na mój widok.
- Czego chcesz? –
warknęłam, na co uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Myślałaś, że twój
występek na chemii ujdzie ci płazem? – powiedziała z sarkazmem. – Takie ziółko
jak ty musiało się wreszcie doczekać nagany.
Niech ta kretynka, przejdzie wreszcie do rzeczy, bo jak nie to sprawię, że ten kpiący uśmieszek
zejdzie jej z buzi.
- Możesz przejść do
rzeczy? – Usłyszałam wkurzoną Tośkę.
- Nie mówię do ciebie, tandeciarko
– obrzuciła moją przyjaciółkę pogardliwym spojrzeniem, a ja poczułam niebezpieczne
drgania w ciele. – A gdzie reszta trio? Co? Gdzie ten twój ciapowaty chłoptaś? –
Wpatrywała się z nienawiścią w moją przyjaciółkę.
Zadrżałam i usłyszałam
charakterystyczne dla siebie buczenie.
Nie pozwolę obrażać moich
przyjaciół!
Nina spojrzała na mnie
zszokowana.
- Powtórz to, ty krowo! –
wrzasnęłam i poczułam jak włosy na moim ciele stają dęba.
Tośka oderwała się od
szafki przerażona i nieznacznie się ode mnie odsunęła.
Serce biło mi jak oszalałe,
przez ciało przeszły zimne dreszcze, a kończyny drgały pod wpływem wyładowań.
- Spokojnie – odezwała się
Nina z paniką w głosie, a ja spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. – Nie przyszłam
tu się bić, czy coś – zapiszczała. – Jowita cię szuka, kazała mi cię powiadomić
żebyś wstawiła się w jej gabinecie o 15.
Uwolniłam skumulowaną we
mnie energię.
Posłałam strużkę elektryczności na ścianę tuż za Niną, a ta pisnęła
i odskoczyła jak poparzona.
Pod wpływem uderzenia ściana popękała i posypał się
z niej tynk.
Zamrugałam parę razy i
stłumiłam w sobie złość.
Dyrektorka chce mnie
widzieć?
Uśmiechnęłam się pod
nosem, czując dumę.
Nareszcie doprowadziłam
kogoś do ostateczności.
_______________________________________________________________________
Wyraźcie, proszę, swoje opinie o tym rozdziale w komentarzach.
Jeżeli rzucają Wam się w oczy jakieś błędy, piszcie, przepraszam co do interpunkcji, nie zawsze wiem, gdzie te przecinki wstawiać, ale mam nadzieję, że nie rzuca się to w oczy.
Pozdrawiam :)
Karola.
Jest świetnie :) Jeszcze nigdzie nie spotkałam się z takim pomysłem.
OdpowiedzUsuńPisz dalej :)
Fajny rozdział. Wgl bardzo mi się podoba pisz dalej ;) weny życzę.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie ;
http://carmen-16-danger-story.blogspot.com/2014/04/rozdzia-3.html?m=1
- No, co się tak gapicie ? - zbędna spacja przed znakiem zapytania.
OdpowiedzUsuńTak, niektóre przecinki są postawione tam, gdzie nie trzeba. Krzyczą "zabierz mnie stąd", ale ich nie słyszysz. :C Dlatego też radziłabym poszukać strony internetowej, gdzie wytłumaczą ci zasady poprawnego wstawiania ich. ^^
Akapity! Brakuje mi ich! Gdzie są akapity? Te magiczne, seksowne wcięcia? :D I te przerwy między niektórymi linijkami. Nie lubię takiego czegoś. :C
Zapis dialogów również jest błędny To także możesz znaleźć w internecie. Tak, umiem to, ale nie jestem w stanie teraz tego wytłumaczyć (dopiero zaczynam się budzić, chociaż wstałam dwadzieścia minut temu). :)
A co do treści to główna bohaterka to ma charakterek, nie ma co. Dominująca dziewczyna sypiąca iskrami na prawo i lewo - ideał wrednotyzmu wrodzonego. A jej przyjaciele są cosik jak jej pieski, ale spoko. Nie obraź się, ale tak ich widzę. :3
Wkurzanie nauczycieli to jest to coś. Magiczna chwila, gdy ci są czerwoni na twarzy i jak coś mówią to ślina z ich ust potrafi dolecieć do ostatniej ławki. A wezwanie do dyrektora dla takiego ucznia - ideał!!
Dobra, biegnę dalej. :)
A ja lecę poprawiać błędy :) Taka właśnie główna bohaterka ma być, czy jej przyjaciele są jak pieski hm..? Zobaczymy, zobaczymy... :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy trochę podobny temat :) Jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie u Ciebie. Pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńCzyta sie szybko i płynnie. ^^ Bardzo interesujący temat. Z chęcią czekam na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam
http://between-the-raindrops-stories.blogspot.com/
Mnie bardzo się podoba opowiadanie, jeśli chodzi o treść, bo jak dla mnie ortografia jest okej.
OdpowiedzUsuńWreszcie jakieś ciekawe opowiadanie o pewniej siebie dziewczynie,która niczego się nie boi. Twój blog staje się moim poradnikiem- "jak wyjść z nieśmiałości" :)
Super, podoba mi się, czytam dalej.
Zapraszam, może trochę słabszy, ale zapraszam wszystkich:
http://ksiega-fidelitas-opowiadaniafantasy.blogspot.com/
Cieszę się ogromnie, że ci się podoba. Cóż, nieśmiałość, to taki okropny, złośliwy chochlik, który odbiera nam nasze najlepsze cechy w większym gronie ludzi, tak, coś o tym wiem :) Twojego bloga już odwiedziłam :) Wpadnę znowu, niedługo :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czemu dokładnie ona ma te "zdolności" :D
Obserwuję i jak znajdę czas nadrobię resztę rozdziałów :)
____________________________________________
http://przekleci-idealnoscia.blogspot.com/
Super :) Chociaż liczyłam, że będzie jakieś nawiązanie do prologu. O tych kochankach. Kim są? Jak się mają do fabuły? No nic, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach moja ciekawość zostanie zaspokojona.
OdpowiedzUsuńA co do bohaterki, to ma dziewczyna charakterek.
Pozdrawiam *.*